Komentarze: 2
To już trzecia notka dzisiaj. Pisanie jej świadczy chyba o potrzebie wyżalenia się. Nie mam komu, więc padło na bloga. I potwornie boli. Świadomość boli. Serce boli. Wiedza boli. Życie boli. A lustro odbija moją twarz, odkrywa strzępy marzeń. W pękniętym szkle, widać anorektyczną czternastolatkę, o długich czarnych włosach i zielono-niebieskich oczach. Czternastolatka, ubrana w długą, czarną spódnicę z godetami, czarny gorset z tiulem. Umalowana na biało twarz, czarny cień na powiekach, czarne rzęsy, krwistoczerwona szminka na ustach, długie czerwone paznokcie. Długie, blade sznyty na rękach.Czarne, wysokie do kolan glany. Widzę siebie. I płaczę. Co z tego, że jestem sobą ? Co z tego, że próbuję dać się polubić ? Co z tego, że nigdy mi się nie uda tak naprawdę niczego zrobić w życiu ? Co z tego, że nikogo nie obchodzi co czuję ? Jednostka przecież nic nie znaczy.. Życie to największa kara, jaka może spotkać człowieka. A śmierć jest wyzwoleniem. Chociaż nie żąłuję niczego, nigdy nie byłam szczęśliwa.